Nie będziemy pisać o oczywistościach. Wiecie, że w mailu musi znajdować się opcja rezygnacji, kładziecie nacisk na nagłówek, drżycie na samą myśl o tym, że ludzie wciąż wysyłają mailingi na kupione bazy, bez pozyskania zgody odbiorców. Mimo to na słowo „spam” każdy marketer reaguje niespokojnie. Nic dziwnego: według Target Marketing 25% maili nie trafia do odbiorców, co kosztuje nadawców od 50 tys. do kilku milionów dolarów rocznie. Dlatego wokół działania filtrów antyspamowych narosło sporo mitów dotyczących dobrych i złych praktyk.
1. Nie za darmo, czyli niebezpieczne słowa
Ponoć w nagłówku nie wolno używać słów: za darmo, 0 zł, przecena, kup.
Chcemy ich używać, by mówić językiem korzyści (szczególnie, że chęć otrzymywania zniżek jest główną motywacją zapisu na newsletter – tego oczekują nasi odbiorcy), ale jednocześnie boimy się, że wyłapią je filtry antyspamowe i skażą nasze starannie stworzone mailingi na niebyt. To zupełnie nieaktualna obawa, jak dowodzi badanie Hubspota: użycie słów uważanych dotąd za niebezpieczne nie ma większego wpływu na dostarczalność wiadomości. Szerzej piszemy o tym w naszym ebooku.
Dziś filtry są dużo bardziej wyrafinowane i oparte na reakcjach użytkownika. Dostarczalności Twoich maili szkodzą oznaczenia jako spam, zgłoszenia nadużycia, niskie OR i CTR: to one wskazują, że Twoja wiadomość jest niepożądana.
Pamiętaj też, że mitem jest większa skuteczność krótkich tematów (to zależy od branży) oraz założenie o decydującej roli nagłówka dla otwarcia (dla odbiorców ważny jest także nadawca)
2. SpamAssasin pozwalają rozpoznać, czy jestem traktowany jak spam
Byłoby świetnie, ale nie.
Jeśli mechanizmy testujące tego rodzaju identyfikują Twój mail jako spam, programy pocztowe zrobią to samo. Jeśli jednak zostajesz pozytywnie oceniony, to nie oznacza automatycznie, że wpadniesz do zakładki „Odebrane”. Programy pocztowe stosują bardziej skomplikowane algorytmy.
Wniosek? Testowanie SpamAssasinem (czy jemu pokrewnymi) jest ważnym wstępnym elementem, który pozwala zrobić grubsze, początkowe poprawki, ale nie może być ostatnim etapem testów.
3. Częste mailingi = spam
Nie!
W Twojej bazie są klienci, którzy kupują dużo i klienci, którzy kupują mało. Tacy, którzy regularnie czytają Twoje newslettery i tacy, którzy je lekceważą. Ta grupa nigdy nie będzie jednorodna. Dlatego zamiast szukać optymalnej częstotliwości, zdecyduj się na zautomatyzowaną personalizację. Wtedy wysyłka oparta będzie na zaangażowaniu klientów – dzięki temu dopasowaniu unikniesz wysyłania zbyt dużej ilości maili odbiorcom na wczesnym etapie relacji z marką oraz zbyt małej klientom, którzy mogliby przynieść Ci więcej zysku.
4. Z Gmailem nie ma szans przebić się do Odebranych
Niekoniecznie.
Gmail w największym stopniu uzależnia swoje działania od zachowań klientów. Czyli należałoby w wypadku klientów tej poczty skoncentrować się grupie najaktywniejszych klientów, pozostałym wysyłając maile nieco rzadziej. Zaangażowanie najlepiej osiągnąć, generując treści spersonalizowane. Jeśli do tego wyślesz maila w czasie, kiedy klient jest aktywny – masz nieporównywalnie większe szanse na pozyskanie interakcji niż w przypadku tradycyjnego masowego mailingu. Wszystkie narzędzia już masz – w SALESmanago.
Na marginesie: utarło się przekonanie, że w sektorze B2B łatwiej przebić się z informacją. Od kilku lat to nieaktualne.
Czemu wierzyć mitom?
Email marketing świetnie da się mierzyć, a każda wysyłka może stać się kopalnią wiedzy o Twoich odbiorcach, jeżeli będziesz świadomie zbierał i analizował te dane. Raporty z Twoich kampanii mówią dużo więcej niż rzekomo uniwersalne zasady. I przede wszystkim testuj!